KONSULTACJE
Jerzy Jankowski
Konsultowanie się to szukanie porady. Konsultacje mogą dotyczyć dwojga ludzi, po prostu ktoś kogoś pyta o zdanie. Ale konsultacje mogą też być zjawiskiem szerszym. Zawsze jednak chodzi o jedno: ma być podjęta decyzja i ten lub ci, którzy ją podejmują chcą zyskać większą pewność, że mają rację. Po konsultacjach podejmujący decyzję ma większą pewność co do słuszności swojej decyzji.
Oczywiście, sprawa nie musi być łatwa. Gdy poprosimy o konsultacje co do spraw dosyć oczywistych, wszyscy lub prawie wszyscy nam przytakną. Gorzej gdy spytamy o trudną sprawę, wtedy może się okazać, że co człowiek to inne zdanie. No ale z drugiej strony w takich przypadkach konsultacje mają największy sens. Ważne też jest z kim konsultujemy nasze decyzje, bo to sygnał komu jak ufamy.
Zupełnie inną sprawą są konsultacje społeczne. Tu trochę jest jak ze sprawiedliwością. Sprawiedliwość od sprawiedliwości społecznej, różni się mniej więcej jak krzesło od krzesła elektrycznego. Jest dużo takich przypadków majstrowania przy języku i wtedy powstają takie koszmarki językowe jak np. społeczna gospodarka rynkowa.
Z konsultacjami robi się problem gdy okazuje się, że jest to sposób na robienie pieniędzy. Taki jest między innymi system dofinansowywania przeróżnych szkoleń, konsultacji, konferencji. Machina biurokratyczna stwarza możliwości, a przeróżni cwaniacy robią na tym ogromne pieniądze. Popytajcie swoich szefów w swoich firmach, zakładach pracy, biurach ile wydali na przeróżne tego typu szkolenia. Większość z tych konsultacji i szkoleń albo jest o rzeczach oczywistych, albo polega na tym, że pani/pan stoi i czyta z ekranu swoją prezentację. Tak jakbyśmy sami nie umieli jej przeczytać. Ale za to jakie sumy są przelewane pod szyldem konsultacji społecznych. Myślę, że byśmy się przerazili, gdyby zsumować wszystkie dofinansowania do konsultacji, szkoleń i konferencji które pochodzą z Unii Europejskiej.
Bezpłatne usługi konsultingowe trafiają do odbiorców, którzy w niewielkim stopniu skorzystają z pozyskanej w ten sposób wiedzy. Szkolący się mogą oderwać się od codziennych obowiązków, wypełnić czas wolny, otrzymują bezpłatny obfity posiłek oraz nagradzani są upominkiem, często o wartości kilkudziesięciu złotych. Posiłek i gadżet stanowią magnes pomagający zapełnić sale szkoleń. Szkolący zwykle zarabiają 120-150 zł za godzinę szkolenia, ale bywa i wielokrotnie więcej. Żeby było śmiesznej podejmujący decyzję, zwykle mniejsi i więksi politycy, zupełnie nie przejmują się wynikami tych konsultacji, ONI PRZECIEŻ WIEDZĄ LEPIEJ :)
KONSULTACJE
Jerzy Paruszewski
Mój szanowny kolega jak zwykle potraktował temat głęboko i słusznie, całkowicie się z nim zgadzam, a zatem nie pozostaje mi nic innego, jak wcielić się w rolę „advocatus diaboli” i – bez jakichkolwiek konsultacji – potraktować sprawę tak, jak na to nie zasługuje, czyli przewrotnie.
Jeden z pierwszych – skądinąd (oj, całkiem skądinąd) wybitnych – samorządowców żyrardowskich mawiał zawsze do podwładnych „uspołeczniajcie swoje decyzje”. Z punktu widzenia mistrza produkcji i zastosowania niezawodnych „d…chronów” urzędowych było to prawdziwie odkrywcze: skoro bowiem sukces ma – niestety – wielu ojców (w tym przypadku trzeba wygrać z nimi wyścig w PR, żeby pochwalić się jako pierwszy), to niech i porażka nie będzie sierotą, a najlepiej znaleźć takich tatusiów, którzy zapłacą alimenty. Właśnie – za złe decyzje władzy zawsze płaci społeczeństwo. Tylko. Bo przecież zawiniło: „ja chciałem inaczej, ale Vox populi, vox dei”. „Mata, co chceta”, a „chcącemu nie dzieje się krzywda”.
Osobny rozdział zapisuje w rzeczonej kwestii dyplomacja. Tu sprawa jest oczywista. Dla ambasadora „wezwanie na konsultacje” oznacza tylko jedno: wysłuchać takiego opieprzu, że aż op…dolenia i morda w kubeł, mołczat’, nie rozumowat’, a jeżeli jakimś cudem nastąpi po tym kontynuacja misji, to władzom kraju, w którym się urzęduje, należy powtórzyć stanowisko swojego szefa z dokładnością do pół przecinka.
Szczególny mechanizm konsultacji wypracowany został w armii japońskiej: przed wydaniem rozkazu dowódca przedstawiał swoje propozycje niższym stopniem oficerom, którzy mogli się o nich bezkarnie wypowiedzieć w najostrzejszych słowach, po czym ów dowódca wydawał taki rozkaz, jaki chciał, a perfekcyjne wykonanie stawało się punktem honoru dla każdego podwładnego, który zresztą miał wolny wybór – mógł działać opieszale, lecz mimo to uratować honor (wystarczył wtedy taki drobiazg, jak popełnienie harakiri).
Kończąc te, dalece niepełne, za to w pełni niepoważne rozważania o urokach konsultacji, przytoczę jeszcze powiedzonka, z lubością wypowiadane po wydaniu rozkazu przez mojego dowódcę kompani w Studium Wojskowym Uniwersytetu Warszawskiego (gdy widział pragnienie konsultacji w oczach studenta): „o trudnościach nie meldować”, ew. „o trudnościach zameldować po wykonaniu” – „i żadnego rada w radę, aż będziem rade”.
Drodzy Internauci – jeżeli po przeczytaniu tego tekstu chcecie ze mną skonsultować decyzję o jego niniejszym opublikowaniu – jestem otwarty jak sieć!
Skomentuj