Trzeci rok z rzędu 11 listopada odbyła się w Warszawie wielka patriotyczna manifestacja z okazji rocznicy odzyskania niepodległości w 1918 roku. W tym roku na manifestację przybyło z całej Polski i zagranicy ok. 60 tys. ludzi. Kolumna była rozciągnięta na ponad kilometr. Niestety, jak i w poprzednich latach, nie obyło się bez incydentów.
Początek był bardzo spokojny, na Placu Defilad pod Pałacem Kultury nie było żadnego policjanta, doskonale spisywała się straż marszu, która sprawnie kierowała tłumem. Przez pierwszą godzinę marszu na trasie również nie było żadnego policjanta i był zupełny spokój. Niestety mniej więcej w połowie trasy pojawiły się kordony policji i w bocznych ulicach rozpoczęło się legitymowanie.
Hanna Gronkiewicz-Waltz rozwiązała Marsz Niepodległości o godzinie 16.42. Problem zaistniał w momencie gdy demonstranci przechodzili obok budynków zajętych na tzw. squat przez anarchistów. Dziwnym trafem nie był to budynek zabezpieczony przez policję. Z dachu anarchiści rzucali na demonstrantów kamienie, butelki i race. Narodowcy nie byli lepsi. To właśnie w tej uliczce spalono samochody, tam byli ranni, tam wybito szyby.
Powtórzyła się sytuacja z dwóch ostatnich lat, znowu potrzebny był pretekst do zaatakowania demonstracji i pokazania, że to „faszystowska manifestacja”. Dwa lata temu pozwolono lewackim demonstrantom zablokować trasę przemarszu i zmuszono w ten sposób demonstrantów do zmiany trasy Marszu. Potem na trasie na placu postawiono prawie pusty samochód TVN, który został podpalony, a obok stało kilkudziesięciu policjantów, którzy palcem nie kiwnęli. Wiem bo widziałem. W ubiegłym roku zablokowano trasę przemarszu na samym starcie, a przebrani w kominiarki funkcjonariusze zaczęli rzucać kamieniami w policjantów. Na licznych filmach na youtube widać jak ci „chuligani” idą od strony policji, a potem chowają się za kordonem policji. Widać też jak wyciągają z tłumu pojedyncze osoby i je wloką w boczne ulice. Dwa lata temu przyjechali też do Polski niemieccy anarchiści, którzy atakowali demonstrantów i pobili członków… grupy rekonstrukcyjnej. Później uciekli i schowali się w lokalu… Krytyki Politycznej. W tym roku z kolei rząd z Tuskiem na czele na 11 listopada wyznaczył dzień rozpoczęcia w Warszawie… Szczytu Klimatycznego, który zawsze ściąga licznych lewackich demonstrantów.
Marsz Niepodległości jednak i w tym roku odbył się, incydenty były, ale jak zwykle wynikały z nieudolnego, bądź celowo złego zabezpieczenia marszu przez policję i dopuszczenia do kontaktu demonstrantów z lewackimi aktywistami. Media prorządowe oczywiście będą całymi dniami pokazywały kilka scen jak pali się budka pod rosyjską ambasadą albo jak obrzucają się anarchiści z narodowcami kamieniami przy squacie. Nic nie zmieni jednak faktu, że znowu dziesiątki tysięcy ludzi spokojnie demonstrowało, wyraźnie mówiąc w ten sposób rządowi i premierowi, że władze niszczą Polskę swoim nieudolnym rządzeniem i że to się niedługo skończy. I to tak naprawdę najbardziej boli obecnie rządzących Polską, demonstracje 11 listopada są skierowane przeciwko Tuskowi i PO. Dlatego władze tak chętnie odwracają uwagę od istoty sprawy. Kto był na demonstracji ten wie jak było. Mnóstwo kobiet, rodzice z dziećmi, tysiące flag, radość z rocznicy odzyskania niepodległości i troska o Polskę. Najbardziej wzruszającym momentem było dla mnie przemówienie weterana z Narodowych Sił Zbrojnych, który na samym początku ze wzruszeniem dziękował za zaproszenie na Marsz i opowiedział krótko o NSZ i walce z komunistami po wojnie.
tekst i foto J.Jankowski, H.Beczek