Przegłosowany budżet na 2013r. potwierdza to, o czym mówiłem od dawna: finanse Żyrardowa są w opłakanym stanie. Na pierwszy rzut oka budżet nie wydaje się zły. Na zasadzie – papier wszystko zniesie, wykazano nawet nadwyżkę budżetową w wysokości ponad 4 mln zł. Niestety, znowu mamy do czynienia z propagandą sukcesu, a nie z twardą rzeczywistością. Po pierwsze dlatego, że takie optymistyczne założenie nie wynika z dobrej sytuacji ekonomicznej, ale z potrzeby koniecznego zredukowania zadłużenia, które osiągnęło już niepokojąco bliski poziom dopuszczalnych 60% dochodów. Po drugie dlatego, że te „oszczędności” osiągnięto nie w wyniku racjonalnej analizy, ale na chybił trafił, czego efektem jest np. obcięcie środków na inwestycję TBS. I wreszcie po trzecie – brak jakiekolwiek realności zapisów budżetowych oraz wieloletniej prognozy finansowej, które będą skutkować ponownym „łataniem” i zmianami budżetu na kolejnych sesjach Rady Miasta. Pytanie tylko, czy będzie jeszcze z czego te dziury łatać? Raczej nie – to, co było do sprzedania, zostało sprzedane, a uzyskane pieniądze pochłonęła szybko rosnąca dziura budżetowa. Teraz przyszedł czas zapłaty za lata beztroski i braku odpowiedzialności za miejską kasę.
Niestety, zamiast realnego planu naprawy miejskich finansów, zdecydowano się kontynuować tzw. kreatywną księgowość i propagandę sukcesu. Wyższe rachunki w postaci podwyższonych podatków, opłat za wodę i ścieki oraz wywozu śmieci to m.in. konsekwencja wieloletniej bezmyślnej polityki nadmiernego zadłużania miasta. Bezmyślnej dlatego, że nie doprowadziła do utworzenia nowych miejsc pracy, nie pobudziła przedsiębiorczości, nie polepszyła bytu mieszkańcom ani nie stworzyła warunków dla bezpiecznego przejścia przez kryzys. Jednym słowem zamiast wymiernych korzyści, mamy drogi (za około 9 mln zł) deptak na ul. Okrzei, pięknie odnowioną Resursę, na którą chyba nie ma pomysłu, kilka wyremontowanych ulic. Jak na tak ogromną cenę zadłużenia i związanej z tym konieczności podwyższania podatków i opłat, to naprawdę niedużo. Zwłaszcza, że w tym roku przeznaczymy na inwestycje tylko 2,6% wszystkich wydatków. Nie jest to dobra wiadomość, ponieważ oznacza ona stagnację i brak perspektyw na pobudzenie koniunktury w mieście.
To, że brakuje pieniędzy dosłownie na wszystko, zaczęli widzieć nawet ci radni, którzy do tej pory kłopotów finansowych miasta dostrzegać nie chcieli. Niestety, większość wybrała ucieczkę przed problemem a nie próbę zmierzenia się z nim. Zaklinanie rzeczywistości nic tu nie da – „wyłazi” ona wszystkimi paragrafami budżetu. Zamiast realnego planu finansowego mamy plan przetrwania obecnej ekipy do końca kadencji. Zamiast wdrożenia budżetu zadaniowego, racjonalnych oszczędności w administracji i skierowania wydatków na inwestycje mające na celu przyciągnięcie inwestorów, mamy chaos inwestycyjny, długi do spłacenia, podwyżki podatków i opłat, a przede wszystkim brak sensownego pomysłu na to, co dalej z naszym miastem. Wszystko podporządkowano „dociągnięciu” do końca kadencji, bu znowu spróbować wygrać wybory.
Żyrardów potrzebuje w końcu budżetu, który byłby próbą zmierzenia się z rzeczywistością, a nie jej fałszowaniem. Budżetu, w którym wszystko byłoby zasadne i klarowne. Budżet, którego nie zmieniano by na każdej sesji i taki, który zawierałby pomysł na miasto, a tym samym dawałby nadzieję na przyszłość. To nie są wielkie i nierealne marzenia. Takie budżety u naszych sąsiadów są oczywistością. U nas, stały się koniecznością. Może podobne pragnienia będzie miała kiedyś większość naszych radnych, którzy wreszcie zrozumieją, ze prezydenci się zmieniają, a Żyrardów zostaje.
Dariusz Kaczanowski